W Cylindrze Iluzjonisty Rozdział 1 cz.1



Francja 1901



-Ostatni raz, córeczko-zapewniła ciemnowłosa piękność całując dziecko w czoło-Życz mi szczęścia.

-Na pewno dasz sobie radę mamusiu- pocieszyła mała dziewczynka

               Matka trzymała ją tak kurczowo, jakby już teraz miały uciekać. W białym stroju wyglądała jak prawdziwa księżniczka. Jej falowane włosy, otoczyły ich tworząc kurtynę oddzielając od świata.

-A teraz...-rozległ się przeciągły, dźwięczny głos ze sceny- przed Państwem....

-Ostatni raz...- uspokajała córkę i samą siebie

-Najwspanialsza, najpiękniejsza...-ryk nawoływał ze sceny. Poprzedzielany aktorskimi pauzami, budzącymi napięcie, wyćwiczonymi tak perfekcyjnie- Séraphine !

                Kobieta ucałowała dziecko raz jeszcze.

-Rosalie- zza pleców małej odezwała się Annette- podejdź dziecko
 Obie kobiety wymieniły się spojrzeniami i Seraphine wyszła na scenę.
               
Puszysta czarnoskóra kobieta w matczynym geście rozłożyła ręce a dziewczynka nie odrywając wzroku od matki pozwoliła się otoczyć ramionami.

-Jest piękna

                Nie wierzyła, że ta postać na scenie może być istotą z tego świata. Każdą figurę wykonywała tak subtelnie, że człowiek zaczynał wierzyć w magię tego świata. W tym momencie, jakby czas się zatrzymał, jakby jedyną miarą czasu była kończąca się piosenka. Dziewczyna na scenie magnetyzowała widzów, pozwalała, by tonęli w blasku jej piękna. Zdobienia na stroju sprawiały, że wyglądała jak jedna z gwiazd na niebie, z tą różnicą ,że one jej nie dorównywały. Wkładała w swój występ całą siebie, często zamykając oczy nie myśląc, jaka figura będzie kolejna. Przez jej ciało przemawiał duch muzyki,  była jego marionetką i kochała to uczucie. Tu, na scenie, w namiocie pod odkrytym niebem, gdzie widzami nie byli tylko ludzie, ale zdawało się, że czasem gwiazdy i księżyc przyglądają się jej pokazowi.

                Rosalia dobrze znała układ. Jeszcze jeden obrót, ukłon i do schowka w materacu dołączy kolejna wypłata mamy. Ostatnia- na którą tak czekały. Wreszcie pojadą do Paryża, mama zawsze chciała go zobaczyć. Rosalie odnosiła się do tego pomysłu krytycznie, dlatego był on często tematem sprzeczek między matką i córką. Dziewczynka lubiła podróżować, nigdy nie widziała gdzie zaprowadzi ich cyrk i czy będzie tam miała z kim się bawić. Wiedziała, że w Paryżu nie będzie tak zabawnie , bo miały zamieszkać u ciotki Rosie, a to nie zachęcało dziecka. Ostatecznie godziły się a temat pozostawał otwarty.

                Przyszedł czas na finałową pozę, w rżeniu zachwyconych widzów słychać było oklaski i gwizdy podziwu. Na ustach wszystkich obecnych malowały się uśmiechy i uznanie. Falę aplauzu przerwał ostry huk.

                Dalej wszystko potoczyło się już bardzo szybko.
Zasłonięcie kurtyny, krzyki, panika i dławiące poczucie przerażenia w gardle.
Dziewczynka poczuła, że klatka piersiowa Annette przestała się poruszać.
 Nagle dziewczynka zrozumiała ,że nie będzie Paryża. Ktoś okrutnie pozbawił ją tych marzeń. Wybiegła zza kulis.

-Rosie,czekaj-krzyknęła za nią Annette

                Siedmiolatka stanęła na scenie w świetle reflektorów. Otoczenie wydawało się nierzeczywiste, jakby aktorzy robili kolejną próbę i ćwiczyli do występu. Gdyby nie pokrywająca posadzkę czerwona złowroga kałuża krwi. Wokół Séraphine urósł mur z ludzi odgradzający ją od córki. Dziewczynka przebiwszy się uklękła przy matce.

                Jej twarz przypominała porcelanę, beznamiętną i niewzruszoną maskę, która byłaby niezwykle piękna gdyby nie przerażająca cienka jak nić strużka szkarłatnej posoki wypełzająca z kącika ust. Kostium ze śnieżnobiałego stał się bordowy, jakby odzienie zabrało kolory z twarzy właścicielki. Zapadła cisza.

-Mamo...-zaczęła Rosalie

                Dookoła słychać było nieśmiałe łkanie klownów,baletnic, zdawało się ,że nawet rozgwieżdżone niebo płacze za swoją siostrą.

                Nagle do zbiegowiska dołączył Bernard, cyrkowy lekarz. Chwycił nadgarstek leżącej ,ta ani drgnęła, tylko patrzyła w oczy córce. Rosie zaryzykowała spojrzeniem, gdy sprawdzał ranę. Uniósł kawałek postrzępionego materiału, z postrzału wypłynęło jeszcze więcej czerwonej krwi. Znów chwycił za nadgarstek, spojrzał Szefowi w oczy i zaprzeczył gestem głowy.

                 Ręka opadła z policzka dziewczynki a ta przeniosła wzrok matkę. Uśmiech nadal gościł na pięknej twarzy, ale spojrzenie było nieobecne. Szef ukląkł i zamknął oczy kobiecie. Oszołomione dziecko, usłyszało za sobą delikatny głos :


-Kochanie, chodź


-Nie, ja zostanę z mamą


-Rosie..-Annette nie wiedziała co powiedzieć


-Nie, ja zostanę, mama teraz śpi, zaraz się obudzi i do was dołączymy- powiedziała pewnym głosem

                Obecni wymienili ze sobą zaniepokojone spojrzenia.

                Rozległ się dźwięk ambulansu i po chwili na scenę wkroczyli umundurowani sanitariusze. Nieskazitelny biały kolor ich fartuchów w kontraście ze szkarłatem posadzki wzbudzał  w dziecku dreszcze. Podeszli do leżącej , przeprowadzając pomiary jakich wcześniej dokonywał Bernard, wymieniając się przy tym uwagami w niezrozumiałym slangu. Rosie nic z tego nie pojmowała, zdała sobie sprawę, że trzyma matkę za rękę tak mocno ,że zbielały jej kostki. Mężczyźni ułożyli Séraphine na nosze odciągając córkę od matki.


-Nie, nie rozumiecie- zaczęła- ja idę z mamą...- złapała jednego za fartuch brudząc go na czerwono


-Ej, ty!- odwrócił się- Z daleka od fartucha!- rozkazał zniesmaczony- Cygański plebs! Jeśli chcesz się spotkać z mamusią to jest na to tylko jeden sposób- skwitował


-Jak pan śmie!- krzyknęła jedna z baletnic- to jeszcze dziecko!


-Może i dziecko- powiedział z pogardą- ale to wy pilnujcie swoich a my swoich- powiedział z sarkazmem nachylając się przy tym do twarzy Rosie

                Nikt już nic więcej nie powiedział, dziewczynka podążyła za medykami do ambulansu. Bez ceregieli włożono Séraphine do pojazdu. Rosalie podbiegła do okienka i spojrzała przez nie na swoją matkę. Spokojny wyraz twarzy, ręce ułożone po bokach, ciemne włosy rozrzucone po poduszce i...szkarłatna plama na klatce piersiowej. Samochód ruszył, zostawiając dziewczynkę po raz pierwszy w życiu naprawdę samą.


-Mamo! Zostań!- krzyczała- Możemy jechać do Paryża! Nie będę narzekać! Mamo!-krzyczała za oddalającym się samochodem, po policzkach popłynęły jej łzy.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

W Cylindrze Iluzjonisty Rozdział 1 cz.2